sobota, 13 sierpnia 2011

Dlaczego lubię Tomka Frankowskiego

Niedawno skończyłem oglądać transmisję z meczu Jagielonii Białystok z Koroną Kielce w ekstraklasie.

(A tak na marginesie, nie zamierzam tytułować rozgrywek "T-Mobile Ekstraklasą", bo uważam obyczaj sprzedawania prawa do sponsorowania nazwy za trochę głupawy. Tak samo zresztą jak motyw sprzedawania miejsca w nazwie klubu. W efekcie wychodzą takie kwiatki jak Hoop Polonia albo Legia Daewoo. Przynajmniej, po wielu przejściach - Petrochemia, Petro, Orlen - właściciele klubu z Płocka dali sobie spokój i wrócili do starej nazwy i mamy obecnie Wisłę Płock. Czy wyobrażacie sobie Chicago Pepsi Bulls? Albo Dallas Molson Cowboys? A może rozgrywki Coca Cola NBA? No właśnie. A u nas z uporem maniaka powstają drużyny w stylu Drutexu Kościerzyna albo Blach Pruszyński Pruszków czy Prokomu Trefl Sopot.. Niby taki sprytny chwyt marketingowy ze strony sponsora, ale czy rzeczywiście? Ile wart jest sponsoring tytularny, jeżeli co chwilę się zmienia? Jeszcze w zeszłym sezonie T-Mobile Ektraklasa była Orange Ekstraklasą, a Sisley Treviso z Włoch latami grał jako Benetton. I gdzie tu logika? Zamiast budować silną markę klubu i rozgrywek i umiejętnie korzystać z jej wizerunku w połączeniu z własną komunikacją (tak jak np. robią to Turkish Airlines w przypadku FC Barcelony i Manchesteru), różne firemki wolą przytłaczać drużyny i rozgrywki swoją marką i zabijać ich własny potencjał marketingowy (dużo wartościowszy dla fanów niż np. nazwa KGHM). Bez sensu...)

No ale wracając do głównego tematu. Jagiellonia grała u siebie, ale męczyła się przez cały mecz z Koroną (już nie Kolporterem ;)) Kielce i dopiero bramka w ostatnich minutach pozwoliła im wyjść z opresji. A kto ją strzelił? Oczywiście Tomek Frankowski, który pewnie pnie się w górę listy strzelców wszechczasów naszej ekstraklasy (do czwartego, Włodzimierza Lubańskiego, brakuje mu już tylko kilku bramek). Frankowskiego lubię i cenię przede wszystkim za profesjonalizm i to, że zna się na swojej robocie - jest po prostu świetnym napastnikiem z bardzo dobrym strzałem i wyczuciem sytuacji boiskowej. Jego, legendarne już, "podcinki" weszły do kanonu polskiej piłki.

Swoją drogą Frankowski jest typowym przykładem tego jak układziki, i brak profesjonalizmu właśnie, decydują o obliczu polskiej piłki. Latami nie mógł się przebić na stałe do kadry narodowej (pomimo świetnej formy w klubie) a jak już się do niej dostał, to ciągle musiał udowadniać trenerowi Janasowi, że to miejsce mu się naprawdę należy. I co z tego, że strzelił najwięcej goli w eliminacjach do mundialu 2006. Z Anglią usiadł na ławce. Wszedł za kontuzjowanego Żurawskiego i co? Bramka z woleja. Ale nie..grać muszą Mila, Rasiak i inni ulubieńcy trenera. Franek nastrzelał najwięcej goli w eliminacjach i miejsca na mundial dla niego zabrakło. Żenada. Przypominały mi się wtedy historie o dawniejszych powołaniach na wielkie imprezy za czasów PRL, gdzie też często nie decydowało to czy jesteś rzeczywiście najlepszy, ale inne czynniki natury politycznej. Franek więc na mundial niestety nie pojechał, zagranicznych lig także nie zawojował (może, podobnie jak kolega z Wisły, Maciej Żurawski, za późno z Polski wyjechał?), ale pomimo tego jego talent piłkarski jest niepodważalny. Z iście profesorskim wyczuciem zdobywa bramki dla Jagiellonii, mimo że już dawno mógłby w pełni chwały, przejść na sportową emeryturę. Gra i strzela nadal ratując Jagiellonię od ligowej szarości.



Cieszy mnie bardzo, że przekazuje swoje doświadczenie i wiedzę także młodszym zawodnikom reprezentacyjnym, jako trener napastników. Nie pozwolono mu do końca wpływać na oblicze gry kadry jako piłkarz, więc przynajmniej teraz odciśnie na niej swoje piętno jako trener. Miejmy nadzieję, że z jak najlepszym skutkiem.

Pozdro

Capo