I po kolejnej, długiej przerwie wracam do pisania bloga. Miewam niestety duże trudności z zachowaniem konsekwencji i dyscypliny w dbaniu o częstotliwość wpisów. Pracuję jednak nad sobą i zamierzam to zmienić. Na dowód swoich intencji dzisiejszy post postanowiłem poświęcić jednej z moich największych pasji, czyli drużynie FC Barcelony oraz zapoczątkować nowy zwyczaj na Caporozkmince polegający na regularnym, co-niedzielnym pisaniu o Dumie Katalonii. Tematów na pewno mi nie zabraknie ;)
Każdy prawdziwy kibic Barcy, zapytany dlaczego kibicuje właśnie jej, mógłby śmiało zacytować barcelońskie motto: Bo to "Więcej niż klub". W gruncie rzeczy jednak każdy fan nadaje temu hasłu własne znaczenie i tłumaczy sobie wyjątkowość tej drużyny w swój indywidualny sposób, co jest zupełnie naturalne, bo każdy jest wyposażony we własny bagaż przeżyć i doświadczeń.
Moje pierwsze wspomnienia związane z tą drużyną związane są z Ronaldo. Chodzi mi oczywiście o brazylijskiego napastnika, który przywdziewał trykot Barcy tylko przez jeden sezon (1996/1997), ale co to był za sezon!! 37 meczów i 34 bramki, większość wspaniałej urody. Jedną z najsławniejszych jest znakomity rajd w meczu wyjazdowym z Santiago de Compostela - przebiegł około połowy boiska z większością obrony przeciwnika na plecach i wpakował piłkę do siatki.
Większość fanów futbolu powiedziałaby: "Co za dzik!" :) Ja również należałem do tej grupy. Ronaldo był moim pierwszym idolem i jednym z powodów, dla których zacząłem kibicować Barcelonie. Drugim był mój brat, który kibicował Katalończykom od jakiegoś czasu i śmiechem kwitował moje pierwsze piłkarskie zapatrywania, które nakazywały mi być np. "Za Milanem" (choć jak Milan rozbił Barcę w finale LM w 1994, 4:0, to mu mina zrzedła :) ). Z czasem obaj zaczęliśmy dzielić wspólną pasję, czyli kibicowanie blaugranie.
Z każdym następnym sezonem moje zamiłowanie do drużyny, klubu, jego historii i filozofii rosła coraz silniej, aż osiągnęła obecny stan, czyli totalnego uwielbienia dla Dumy Katalonii. Dzisiaj nie jest o to trudno, bo Barca stanowi obecnie jedną z najlepszych ekip w historii futbolu, a poziom ich gry stoi na niewyobrażalnym poziomie (ostatnio złapałem się na tym, że oglądając inne spotkania, irytuje mnie nieporadność graczy pozostałych drużyn, jeżeli chodzi o utrzymanie się przy piłce. Gra jest szarpana, podania są wyprowadzane niedbale, piłka jest często wymieniana pomiędzy obiema stronami.. :) - jestem zbyt rozpuszczony przez Barcelonę).
A przecież stosunkowo niedawno, bo na początku poprzedniej dekady, nikt nie spodziewał się, że klub z Miasta Gaudiego, oprócz okazjonalnej, technicznej gry miłej dla oka, będzie w stanie coś pokazać w Europie. To był czas galaktycznego Realu Madryt z Zidanem, Raulem, Roberto Carlosem i Luisem Figo (przez niektórych zwanym "Judaszem" :) ). W owym czasie Barca ledwie dobijała do europejskich pucharów, a niekiedy znajdowała się raptem kilka miejsc nad strefą spadkową. Nie był to miły okres dla żadnego barcelonisty, ale kolejne lata zrekompensowały to z nawiązką. Parafrazując kultową już reklamę Mastercard - "Być świadkiem takiej gry - bezcenne."
Postaram się więc regularnie zamieszczać posty na temat swojego ulubionego klubu, a na razie pozostawiam wszystkich czytających z jedną z najbardziej emocjonujących akcji w historii Barcelony z komentarzem w pięciu językach (arabski komentator zdecydowanie najlepszy, zwłaszcza jak zaczyna wzywać Allaha :) ).
Bramka Iniesty z Chelsea w 5 językach :)
Pozdrawiam
Capo

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz