No i udało się!!! Barca zdobyła Puchar Europy!! Jest to czwarty tytuł w historii klubu. Aż się nie chce wierzyć, że na żywo oglądałem zdobycie trzech z czterech tak drogocennych trofeów!! Historia tego klubu tworzy się na naszych oczach, tak jak tworzy się legenda tej wspaniałej jedenastki i jej znakomitego trenera, który znowu udowodnił, że należy mu się miejsce wśród największych coach'ów naszych czasów. Wygrał ciężką batalię z Mourinho i dwukrotnie pokonał Manchester wielkiego Alexa, który tym razem, odebrawszy bolesną lekcję 2 lata temu, miał powrócić z jeszcze lepszą ekipą i sposobem na pokonanie blaugrany. Okazało się jednak coś zupełnie innego i jeżeli miałbym być szczery to po dzisiejszym meczu mogę stwierdzić tylko tyle, że sir Alex chyba nie lubił nigdy odrabiać zadań domowych, bo popełnił te same błędy co wcześniej, a Barca okazała się być po prostu jeszcze lepsza.
Już we wcześniejszych rozkminkach na ten temat wychodziło mi, że Barca nie powinna się za bardzo obawiać Manchesteru, bo ma po prostu mocniejszy skład, zwłaszcza w środku pola. Oczywiście United ma świetną obronę i wspaniałego Rooney'a, ale, poza kilkoma gwiazdami rozgrywającymi swoje ostatnie wielkie zawody (Giggs, Scholes), mają w składzie solidnych wyrobników na poziomie LM (Park, Carrick) oraz latynoskie, niespełnione jeszcze gwiazdki (Hernandez, Valencia). Za mało by podjąć walkę z Barcą.
Ale gdzieś po głowie chodziła obawa przed żądnym rewanżu Alexem, który na pewno coś przygotował specjalnie na tę okazję. Nie wygrywa się w końcu tyle razy Premiership i dwukrotnie LM, żeby nie wyciągać wniosków z własnych porażek i nie korzystać z mądrości innych (Hiddink, Mourinho), którzy potrafili napsuć dużo krwi Barcelonie.
Otóż nie sprawdził się czarny scenariusz, a Ferguson udowodnił, że jest po prostu strasznie zachowawczy. "My way or the highway" chciałoby się powiedzieć, a ta droga w tym wypadku to gra w otwartą piłkę z Dumą Katalonii. I znowu się Alex sparzył i to jeszcze dotkliwiej niż wcześniej, bo rywalizacja zakończyła się wraz z golem Villi (na marginesie, przepięknej urody). Oczywiście United poszalało przez pierwsze 10 min. (tak jak w 2009), ale potem wszystko wróciło do normy, czyli Barcy prowadzącej grę. Messi był oczywiście podwajany i potrajany, ale nie zniechęciło go to do przeprowadzania rajdów w pole karnym Manchesteru. Dzięki temu zamieszaniu Xavi mógł odnaleźć Pedro i ten wpakował piłkę do siatki.
W jednym trzeba jednak przyznać Alexowi rację - Rooney to wielka gwiazda i piłkarsko zyskał od ostatniego finału. Wziął na siebie odpowiedzialność i strzelił ładnego gola (nie będę już roztrząsał czy był spalony ;)). No ale na Barcę jeden Rooney to za mało..
W drugiej połowie Park się starał, ale niewiele z tego było, Carrick próbował jak mógł przeszkadzać, ale i tu nie było lepiej, a Giggs, wstawiony na środek, jakby w ogóle nie istniał na boisku - Scholes i Nani weszli, gdy było już za późno. Z kolei obrona tak pilnowała Messiego, że strzelił kluczowego gola po indywidualnej akcji. :) Bramka Villi to już tylko egzekucja.
Masakra - i czego tu było się tak bać? ;)
GRANDE BARCA!! GRANDE MESSI!! GRANDE VILLA!!! GRANDE XAVI Y INIESTA!!!!
VISCA EL BARCA!!! PARA SIEMPRE!!!!
:D
Pozdrawiam
Capo




