niedziela, 15 maja 2011

Eurowizja

Ano obejrzałem wczoraj finał tegorocznej Eurowizji. Tzn. obejrzałem przydzielanie punktów, bo to chyba jest jedyny naprawdę ciekawy element tego konkursu - oglądanie rozwijającej się przyjaźni między narodami, które hojnie obdarzają się wzajemnie punktami.

Podoba mi się zwłaszcza miłość jaką obdarzają się państwa byłej Jugosławii, a także Klub Nordycki, który sprawia, że rokrocznie Islandia, Norwegia, Dania, Szwecja i Finlandia mają swoich przedstawicieli w finale. Zabawne w tym wszystkim było to, że akurat Finowie wyłamali się w tym roku z klubu i dali 12 punktów Węgrom. Być może pod wpływem rosnącej w siłę Partii "Prawdziwych Finów", która przypomniała rodakom o ich wspólnych z Węgrami, ugro-fińskich korzeniach. Niestety, Madziarowie, nie rozkminili tego motywu w równym stopniu i dali maxa komu innemu - w następnym roku będą mogli liczyć co najwyżej na głosy Polaków, którzy zamroczeni przysłowiem "Polak, Węgier..itd." wy-sms-ują im trochę punktów pocieszenia. No bo niestety, za Węgrami sąsiedzi to raczej nie przepadają, zwłaszcza ostatnio. A to w sumie trochę tak jak z Nami. Zresztą my nie mamy takich rozterek, bo jesteśmy tak marni, że nawet nie występujemy w finałach. Naszym jedynym wkładem w tym roku było najgorsze z możliwych wystąpienie Odety Moro-Figurskiej, która jako jedyna (!!) musiała się posiłkować kartką z wynikami (a robiła to tak nieudolnie, że było to widać w kadrze), i która tak długo przeciągała podanie wyników polskiego głosowania, że przez moment myślałem, że nie do końca czajnikuje co się wokół niej dzieje. Aha, no i oczywiście jako jedyni (za sprawą Odety) musieliśmy ponarzekać, że nie ma Nas w finale - "Here's Poland for you - always bitchin' about something"..

Ale wróćmy do głosowania. Szwedzi wymyślili jakiś algorytm łączenia się z kolejnymi krajami tak żeby nie wyszło za wcześnie kto wygrał. W sumie to im się całkiem udało, choć już na 3 kraje przed końcem było wiadomo kto wygrał. A był to oczywiście...Azerbejdżan!! Tak, tak, Azerbejedżan - ostoja współczesnej muzyki rozrywkowej i punkt odniesienia dla wielu - już niedługo być może także dla Nas. Bo nie wierzę w to, że nie dałoby się wzorem tego kaukaskiego państwa, znaleźć za granicą jakiejś piosenkarki czy piosenkarza z polskimi korzeniami, śpiewającego już po angielsku i przygotowania mu zgrabnej piosenki na wzór jakiegoś już istniejącego hitu. Bardzo słusznie zauważył nasz komentator, że ich występ bardzo przypominał to co zazwyczaj prezentuje Coldplay. I co? Sukces. Doprawiony oczywiście bratnim wsparciem od narodów WNP :)



A wracając jeszcze na chwilę do głosowania, to w piękny sposób ujawniło się, że bieżąca polityka państwowa wywiera jednak wpływ na społeczeństwa. Jak na dłoni było widać kto z kim i dlaczego we współczesnej polityce. Armenia nawet nie zająknęła się nad istnieniem zwycięskiego uczestnika, choć hojnie nagrodziła Gruzję. Ta z kolei była bohaterką na Ukrainie i Litwie, które następnie dostały od Nas 10 i 12 punktów. Partnerstwo Wschodnie jak się patrzy - śp. Prezydentowi zakręciłaby się pewnie łza w oku. A nad tymi 12 punktami dla Litwy to się naprawdę zadumałem - czyżby Polacy za nic sobie mieli wrażą postawę Litwinów wobec polskich nazw ulic, pisowni nazwisk i zamykania szkół!!!! Po chwili jednak mama wyjawiła mi, że litewska piosenkarka ma polskie korzenie. : ) No i wszystko jasne.
Przy tym wszystkim 12 punktów dla Grecji od Cypru i tyle samo dla Austrii od Niemiec to już naprawdę pikuś. Standard można by powiedzieć ;).

No i po co ci Niemcy tak buczeli na tej gali? Zamiast się obrażać na tych biednych telewidzów w innych krajach, którzy oglądając cały ten muzyczny badziew doszli po prostu do wniosku, że jak już nie wiadomo na którą piosenkę zagłosować to przynajmniej można wybrać jakiś znajomy i lubiany kraj, powinni pójść po rozum do głowy. Norwegowie już dawno rozkminili o co kaman, dlatego dwa lata temu wzięli do konkursu emigranta ze Wschodu ze skrzypkami i kazali mu trochę pokrzyczeć. Efekt: Klub Nordycki+WNP+miłośnicy głośnych skrzypiec z innych krajów i wygrana w kieszeni. Powiedzmy sobie szczerze - od czasu zwycięstwa żydowskiego transwestyty w tym programie już naprawdę nie chodzi o śpiewanie ;)

Na koniec nasz pierwszy i dotąd najlepszy występ na Eurowizji (Tak! Należę do klubu, który uważa, że powinna wtedy wygrać z jakimiś dwoma lamusami z Irlandii ;) Tylko ten chórek do odstrzału.).



P.S.: Zapomniałem dodać, że Francuzi jak zwykle zapunktowali u mnie tym, że jako jedyni przekazali wyniki po francusku. Chyba nawet Belgowie wtrącili coś po angielsku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz