niedziela, 13 października 2013

Jak ja tego nie znoszę! - Reszta

W ramach urozmaicania treści i zwiększania częstotliwości wpisów na blogu postanowiłem utworzyć dwie nowe kategorie tematyczne, pod którymi będę wrzucał posty.

Pierwsza – „Jak ja tego nie znoszę!”, będzie odnosić się do najbardziej irytujących mnie absurdów naszej codzienności. Dzisiaj właśnie wrzucam pierwszy wpis z tej serii zatytułowany „Reszta” (patrz: niżej).

Niemniej jednak, w celu zachowania równowagi na świecie, zamierzam również zamieszczać wpisy dotyczące pozytywnych aspektów życia, które będę opisywał pod roboczym tytułem „Dobry motyw Panie!”.

Mam nadzieję, że to nowe rozwiązanie przypadnie Wam do gustu.

Niezależnie od tego, jeżeli czas i wena pozwolą, będę wrzucał standardowe wpisy na zupełnie różne, rozkminkowe tematy. ;)

Pozdrawiam

Reszta

Wracam z pracy, wysiadam z tramwaju i przypominam sobie, że muszę zrobić zakupy.

„Ok, po drodze mam Biedronkę.” – myślę sobie.

„Pamiętaj – tam nie można płacić kartą!” - podpowiada doświadczenie.

„Luz ziomek, po drodze jest Euronet” – wtrąca się zmysł topograficzny.

Wyruszam więc do bankomatu. Próbuję wypłacić 20 zł. Error – nie ma. Ok, biorę 50 i uderzam do sklepu.

Wędlina, ser, 3 pomidory. Tyle (nie lubię robić zakupów na zapas). Ustawiam się w długaśną kolejkę i czekam.

I wtedy pojawia się ta podskórnie przechowywana, nabyta przez lata sklepowej praktyki w naszym pięknym nadwiślańskim kraju, obawa.

„Kurde, mam 50 zł. Rachunek wyniesie pewnie z 8-9 zł. Będzie problem z resztą jak nic.”

No ale dobra, nie ma co sie przejmować na zapas, więc odczekuję swoje, ładuję towar na ladę, pani podlicza – „9,53!” (mówi kasjerka z wystudiowanym uśmiechem).

No dobra, teraz nadchodzi ten moment – wyciągam banknot z portfela i nieśmiało wręczam kasjerce.

Ten wzrok i mina obrzydzenia mówią wszystko –„Pan mnie chyba nie lubi.

Tak!!! Wiedziony wrodzoną niechęcią do wszystkich osób obsługujących klientów w sklepie postanowiłem wyciągnąć ten nominał, aby pogrążyć panią w sposób równie okrutny co splądrowanie pani miejsca zamieszkania, sprzedania dzieci w niewolę i nabicia głowy małżonka na pikę!!

„No, niestety...yyy” (uśmiecham się głupio w dziwacznym poczuciu winy).

„Zwal na bankomat!!!! Zwal na bankomat!!!!” – rozpaczliwie wydziera się instynkt samozachowawczy – „Chciałeś wziąć mniej, ale Ci nie dał!!!”

„Nie ma Pan żadnych drobnych?” – interrogatywnie zagaduje ekspedientka.

„Tak!! Hurra!! Nakarm ją końcówką!! Daj jej 53 grosze i będzie z głowy. Będzie Ci mogła wydać grube i się odczepi” – triumfuje instynkt.

Przeszukuje nerwowo portfel i znajduję tylko 3 żółte gówna. To koniec. Pokazuję to co znalazłem i z lekko zachęcającym tonem dodaję:

„Niestety, mam tylko tyle.”

Krótkie spojrzenie mojej interlokutorki jasno wskazuje na to, że szkoda zachodu na oferowanie tak słabej opcji wymiany. Zniesmaczona wydaje mi resztę i zajmuję się kolejnym klientem a ja w poczuciu winy opuszczam sklep.

Sytuacja powyżej została przeze mnie nieco przerysowana, niemniej jednak zdarzały mi się sytuacje, gdy sprzedawcy w sklepach w dużo wyraźniejszy sposób wyrażali swoje niezadowolenie z faktu chęci wydania u nich pieniędzy. To było tylko 50 zł a przecież mogłem wyciągnąć banknot 200 zł i przedstawić go do zapłaty w tym (operującym przecież przede wszystkim gotówką) dyskoncie.

Dochodzimy jednak do absurdu, gdy klient chcący zrobić zakupy musi zastanawiać się przy kasie jaką gafę popełnił nie mając „drobnych”. Nie znoszę tej postawy, bo do obowiązku sklepu należy wydać mi resztę na podstawie przedstawienia obowiązującego środka płatniczego. Częściowo rozumiem frustrację obsługi, która reszty nie ma, a wydać jednak musi. Niezrozumiała jest jednak dla mnie sytuacja, gdy klient staje się obiektem narzekań i pretensji. Uważam, że do obowiązku kierownika sklepu należy zapewnienie środków na wydawanie reszty a nie zwalanie tego na pracowników, którzy dostają dodatkowe zadanie polegające na wyciąganiu drobnych od klientów (których zresztą zawsze się w takiej sytuacji chętnie pozbywam). Oczywiście rzecz polega na tym, że za rozmianę środków pieniężnych najczęściej płaci się prowizję (wyjątkiem placówki NBP ;) ), no ale jest to wydatek, który należy po prostu wpisać w koszty działania a nie przerzucać je na klientów w formie narzekań obsługi.

Można się również zastanowić, dlaczego większość bankomatów za główny banknot rozrachunkowy przyjmuje 50 zł (może dlatego, że ktoś ma dzięki temu większą prowizję? ). W Stanach podstawowym nominałem w bankomacie jest 20 USD, które teoretycznie reprezentuje zbliżoną wartość do 50 zł, ale jednocześnie ceny są tam dużo wyższe, więc płacenie tym banknotem nie rodzi takich problemów. Niemniej jednak pani w sklepie w Chicago, w którym kupowałem codziennie chleb (kosztował dolara z hakiem) zawsze miała mi wydać reszty a jak trzeba było to zasuwała do Western Union rozmieniać kasę płacąc za to 11 centów na dolarze. Wszystko z szacunku do klienta, którego u nas często brakuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz