No i stało się – Polsat zakomunikował, że zakoduje prawie wszystkie mecze mundialu siatkarskiego. A dlaczego? A no dlatego, że przeinwestował, źle policzył koszty imprezy i mu się budżet nie domyka. A kto jest winien?? Z tego co donoszą Nam media Polsat lamentuje, że winni są urzędnicy, którzy nie wsparli imprezy oraz inni sponsorzy (czytaj: spółki skarbu państwa), które nie zapłacą za reklamowanie się podczas mundialu. Tak, to wszystko jest straszne a najbiedniejszy jest paradoksalnie jeden z najbogatszych Polaków, pan Zygmunt Solorz.
A jak znaleźliśmy się w tej niegodnej pozazdroszczenia sytuacji? Ano bardzo prosto. W siatkówce, w jeszcze większym stopniu niż w piłce nożnej, wszystkim rządzi światowa federacja (FIVB). Jeżeli narzekamy na to, że FIFA to banda złodziei to zapewniam Was, że FIVB jest pełna jeszcze większych krętaczy, którzy gdyby należeli do FIFA to mistrzostwa świata w Katarze organizowaliby co 2 lata. A dlaczego tak mało o tym wiemy?? Bo nikogo na świecie to nie obchodzi!!! Siatkówka jest naprawdę popularna tylko w kilku krajach na świecie (Japonia, Polska, trochę Włochy), reszta państw ma to gdzieś. Gdy Włosi dominowali w światowej siatkówce na początku lat 90ych to przeciętny Włoch doceniał to, ale narzekał przede wszystkim na przegrany finał piłkarskich mistrzostw świata w USA w ’94. Gdy Serbowie wygrywali złoto w Sydney po niemożliwym finale z Rosją (i Nikolą Grbiciem, który ratował akcje przeskakując przez baner na trybuny) to kibiców w Belgradzie bardziej pasjonowały coroczne derby Crvenej Zvezdy i Partizana. I wreszcie, gdy Amerykanie przełamali wieloletnią dominację wielkiej Brazylii zdobywając złoto na igrzyskach w Pekinie to większość amerykańskiego społeczeństwa nie wiedziała nawet, że ich ekipa startuje w tej dyscyplinie. Po prostu, mało kogo to obchodzi.
Tak się dziwnie składa, że nas to akurat obchodzi. Odkąd gramy w Lidze Światowej (1998) i narodziła się piękna polska tradycja siatkarskiego dopingu nasze media i telewizje relacjonują nam postępy naszych siatkarzy nieustannie. Pierwszy był Canal+ (tylko jeden sezon), potem TVP i na koniec wkroczył Polsat, który zawłaszczył sobie tę dyscyplinę całkowicie. Do dzisiaj pamiętam narzekającego dyrektora sportu w TVP, który nie mógł uwierzyć, że FIVB woli Polsat od sprawdzonego partnera z dużym zapleczem technicznym. Widać nie poznał nigdy Janusza Wójcika, który bardzo szybko wytłumaczyłby mu w czym rzecz („Kasa, misiu, kasa”).
Polsat szybko dogadał się nie tylko ze światową federacją, ale również z naszym PZPSem i zaczął pokazywać wszystkie siatkarskie rozgrywki, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, z czego zrobił sztandarowy element oferty swoich kanałów sportowych. Do tego doszło wsparcie ze strony operatora komórkowego Plus i kilku innych sponsorów i wszystko wyglądało pięknie. Polsat zapewniał transmisję wysokiej klasy, FIVB rozgrywki na wysokim poziomie a PZPS pięknie rozwijającą się reprezentację, do której zresztą dokładał Plus. Boom na siatkówkę się rozwijał, kasa leciała jak trzeba. Zrealizował się ulubiony model biznesowy pana Solorza – wydać tyle ile trzeba, nie więcej, zapewnić solidny produkt (ale bez fajerwerków), w miarę możliwości rozłożyć ryzyko na kilku partnerów, i na koniec najważniejsze – maksymalizować zyski.
I wszystko szło wspaniale. FIVB chwaliła (i chwali) Polskę na każdym kroku, pod względem sportowym i przede wszystkim organizacyjnym – jako wzór do naśladowania i podpowiedź dla innych jak popularyzować i rozwijać siatkówkę. Dzięki temu organizowaliśmy już niejeden ważny turniej np. finały Ligi Światowej, finały Final Four europejskich klubowych rozgrywek czy Mistrzostwa Europy kobiet i mężczyzn (te drugie na spółkę z Danią). I wszystko szło nam świetnie.
Nagle ktoś wpadł na ambitny pomysł zorganizowania u nas mistrzostw świata. Niełatwa sprawa, te są najczęściej organizowane przez największe i najbogatsze związki, które mają możnych sponsorów. Z tego względu prawie z urzędu najważniejsze światowe turnieje organizowane są w Japonii (Mistrzostwa Świata, Puchary Świata, finały World Grand Prix itd.), czasami jednak jakiś inny siatkarski możny też doczłapie się do tego zaszczytu (Brazylia, Włochy, Rosja), ale mówimy o siatkarskich i gospodarczych potęgach. Na którymś etapie ktoś postanowił jednak spróbować, bo w końcu mamy się czym pochwalić i Euro 2012 w sumie do organizacji też otrzymaliśmy i jakoś poszło.
Spiritus movens całego zamieszania był oczywiście Polsat, który będąc w dobrej komitywie z kliką z FIVB zaczął sondować i negocjować warunki otrzymania takiego turnieju. No i dochodzimy do clue sprawy. Cwaniaczki z FIVB kochają siatkówkę, ale równie mocno kochają pieniążki, więc jeżeli turniej miałby odbyć się z dala od bogatej w cash Japonii to trzeba im to było zrównoważyć wpływem z innego źródła. Polsat stanął na wysokości zadania i zapłacił z dumą wymagane kwoty, chwaląc się na dodatek, że przelicytował Japończyków. Tak sobie myślę, że duma już ich tak bardzo teraz nie przepełnia, tylko strach przed gniewem Solorza, który jak nikt inny nie lubi przepłacać za zakupiony towar.
Panowie z Polsatu kombinowali tak: wydarzenie w skali światowej, siatkówka to drugi po piłce sport narodowy, rząd daje kasę na Euro to da i na mistrzostwa, a my sprzedamy prawa do transmisji reszcie krajów na świecie i jeszcze zarobimy na reklamach. To dobra inwestycja i się zwróci. Życie pokazało jednak, że się przeliczyli. Wzięli na siebie rolę pośrednika (bo FIVB oddała im oraz PZPSowi rolę głównego organizatora), aby zbić profity i nagle okazało się, że większość założeń wzięła w łeb.
Rząd wydał mnóstwo pieniędzy na organizację mistrzostw w piłce, ale większość tych kwot poszła na infrastrukturę i budowę stadionów. W przypadku tych mistrzostw nie trzeba było już tyle inwestować, bo hale pobudowały miasta (np. Kraków wywalił wspaniałą halę, gdzie zostanie rozegrany finał), drogi nie są aż tak potrzebne a lotniskami nie trzeba się też wcale martwić. A to wszystko dlatego, że kibiców z zagranicy przyjedzie na te mistrzostwa nieporównywalnie mniej niż na Euro 2012. Będzie to impreza celebrowana głównie przez nas i pasjonatów siatkówki z innych państw, ale nie będzie tym specjalnie żył nikt inny. Porównywanie potencjału promocyjnego Euro 2012 i MŚ w siatkówce to jak porównywanie Michaela Jordana do Roberta Lewandowskiego. Jasne, ten drugi też jest znany, jest największą polską gwiazdą i jedną z wschodzących gwiazd europejskiej piłki, ale ten pierwszy jest po prostu legendą. Nie ma wobec tego uzasadnienia, żeby wydawać na cały ten ambaras porównywalne pieniądze.
Polsat liczył na co innego, liczył, że wyciągnie z budżetu kasę na organizację co pozwoli mu zrównoważyć swoje koszty. Rząd nie był jednak do tego skory. Ludzie Solorza poszli więc do spółek skarbu państwa, które dawniej szczodrze sponsorowały siatkówkę. I tutaj kolejne zawody. Z jednej strony nie można już liczyć na Plusa, który przez lata wpompował w polską siatę miliony i pewnie teraz też by dał, gdyby nie to, że należy już do imperium Solorza, który przecież nie będzie płacił sam sobie (m.in. z tego względu Plus już nie jest sponsorem reprezentacji). Poszli więc do nowego dobroczyńcy, czyli do Orlenu. Jak mogliśmy usłyszeć ostatnio na taśmach prezes Krawiec słusznie odmówił pomocy, no bo na czym ona miałaby polegać? Hale zbudowane, organizacja zapewniona, kasa na reprezentację jest (ORLEN płaci). No to na co wy chcecie tę kasę? Aaaa, żeby spłacić FIVB i zarobić na mistrzostwach?? No to szanowny panie Solorz, życzę powodzenia – powiedział pewnie prezes Krawiec i zakończył temat. Podejrzewam, że podobne zdanie emisariusze słonecznej telewizji usłyszeli w innych państwowych firmach i w oczy zajrzało im widmo strat.
No to zaczęto szukać partnera do odsprzedania części praw telewizyjnych. Te kosztowały jednak absurdalnie dużo, więc oferta TVP, która polegała na wyrównaniu kosztów przygotowania transmisji nie mogła zadowolić nikogo. I właśnie wtedy pojawiła się koncepcja zakodowania mistrzostw i zarobienia na formule pay-per-view. Nie wiem jeszcze ile to będzie kosztować i czy w kalkulacjach Polsatu wyszło, że się zwróci, ale podejrzewam, że na tym też mogą się przejechać. Wzburzenie jest duże. Jeszcze jakiś czas temu reklamowano ten turniej jako wielkie wydarzenie narodowe, w którym będziemy uczestniczyli wszyscy a teraz się okazuje, że będą mogli oglądać tylko wybrani – ci co kupia bilety, abonenci Polsatu Cyfrowego i ci co dodatkowo zapłacą.
Pan Marian Kmita przekonuje na konferencji, że należy zrozumieć sytuację i wyrzeczenia, których podjął się Pan Solorz aby w ogóle ściągnąć ten turniej do kraju. „Szklanka jest do połowy pełna”. Czyli musimy zrekompensować Panu Solorzowi te kilkanaście milionów złotych wyrzeczeń i sromoty, podjętej przecież nie z chęci zysku tylko z troski o zgotowanie rodakom wspaniałego święta sportowego. Solorz to jest bardzo biedny człowiek (2 miejsce na liście najbogatszych Polaków Forbesa), więc w pełni podzielam to rozumowanie. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że cała ekipa Polsatu jest sama sobie winna podejmując grę i angażując się w projekt do którego byli w ogóle nieprzygotowani. Chichotem losu jest jednak to, że gdyby nie ich zaangażowanie to turniej odbyłby się zapewne w Japonii, która nie miałaby problemu z zapewnieniem finansowania i odsprzedałaby prawa telewizyjne po takiej cenie, że mogłaby ten turniej pokazać nawet TVP (no tylko tyle, że transmisje byłyby o dziwnych porach). My jednak jesteśmy gospodarzami, więc będziemy musieli zapłacić więcej niż ktokolwiek inny.
Panie Solorz, do dupy z takimi mistrzostwami.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz